Behawioralne listy z Urzędów Skarbowych do zarabiających „na czarno”
„Wiemy wszystko o Pana/Pani działalności, zachęcamy do zarejestrowania się jako przedsiębiorca i opłacenia podatku, czekamy na reakcję na nasze pismo.”
Tak po krótce można streścić korespondencję, którą Urzędy Skarbowe wysyłają do osób, które według urzędników prowadzą niezarejestrowaną działalność, a co za tym idzie nie odprowadzają podatków.
Fiskus monitoruje internet, a w nim między innymi portale społecznościowe takie jak Facebook, gdzie proponowane są usługi np. remontowe, korepetycje czy platformy sprzedażowe takie jak Vinted, Allegro lub OLX „wyłapując” tych najbardziej przedsiębiorczych.
Weryfikacja jest prosta: jeśli danych konkretnego sprzedawcy lub usługodawcy nie ma w żadnym rejestrze czy to firm, czy podatników VAT trafia on na listę do dalszej, bardziej szczegółowej weryfikacji.
Informacje Urząd czerpie również podczas kontroli zarejestrowanych podmiotów, które rozliczają tego typu usługi wrzucając sobie je w koszty.
Niestety w dalszym ciągu źródłem informacji są również donosy, bo przecież zawsze znajdzie się ktoś, kogo „kole w oczy” to, że znajomemu czy sąsiadowi „za dobrze się wiedzie” i według niego trzeba to ukrócić. Na szczęście ta forma informowania jest na wymarciu i Urzędy korzystają z niej najmniej.
Wkrótce też wchodzą w życie przepisy zobowiązujące platformy e – commerce do informowania Urzędów na temat podatników dużo sprzedających. Co oznacza dużo? W przypadku transakcji, które przez rok przekroczą limit 2 tys. Euro lub ich ilość wyniesie ponad 30, platforma zacznie zbierać szczegółowe informacje, do których wgląd będzie mógł mieć kontroler skarbowy.
Pytanie co powinniśmy zrobić z takim listem? Jakie mogą być konsekwencje braku naszej reakcji?
Podstawa to nie wrzucać go na dno szafy, udając, że pewnie tylko nas straszą. Brak odpowiedzi to z dużą pewnością wszczęta kontrola skarbowa. Fiskus otwarcie uprzedza przed jej negatywnymi skutkami w postaci kar finansowych.
Według doradców podatkowych warto zareagować, zgłosić się do Urzędu i wyjaśnić swoją sytuację. Dobrze też wpierw wszystko sobie przenalizować, czy to co robimy może być podciągnięte pod działalność gospodarczą, bo Przedsiębiorcą może być już ktoś, kto kupił kilka książek, a następnie odsprzedał je z zyskiem albo korepetytor, który świadczy swoje usługi w sposób regularny. Jednak Przedsiębiorcą nie będzie ktoś, kto np. wyprzedaje swoje rzeczy bez dużych oczekiwań zarobkowych.
Oczywiście nie wszystko może być zaliczone do prowadzenia działalności gospodarczej. Jeśli skutecznie przekonamy Fiskusa, że to co robimy jest na własny użytek lub incydentalne, powinno Urzędowi wystarczyć. Jeśli jednak ten uzna, że to co robimy wyczerpuje przesłanki do zobowiązań podatkowych czekać nas będzie opłacenie zaległych podatków.
Jedyną pociechą w takiej sytuacji może być fakt, że przy złożeniu korekty deklaracji unikniemy dodatkowych karnych opłat.
W liście Fiskus na szczęście nie tylko ostrzega, ale też podpowiada, że możemy zacząć tzw. działalność nieewidencjonowaną. To propozycja dla tych osób, które zarabiają miesięcznie mniej niż 75% najniższego wynagrodzenia, czyli 2 700 zł brutto i przez ostatnie 5 lat nie prowadziły własnego biznesu.
Na pierwsze efekty podjętej akcji przyjdzie nam poczekać do przyszłego roku, więc już teraz warto bardziej zgłębić temat i rozważyć, czy powinniśmy podjąć jakieś kroki, żeby uniknąć przyszłych kłopotów, czy możemy spać dalej spokojnie.
podatki, Urząd Skarbowy, rejestracja działalności nieewidencjonowanej